Ten artykuł jest częścią cyklu, poświęconego pięciu obszarom Self-Reg (teksty na temat obszarów: biologicznego i emocjonalnego są uzupełnieniem tego wpisu i znajdziesz tam sporo przydatnych informacji). W ramach wyzwania online na FB w grupach dla rodziców oraz częściowo także na fanpejdżu Passionatelycuriousme.blog, przez dwa tygodnie prezentowana i dyskutowana jest jedna z głównych grup stresorów. Jeżeli chcesz lepiej poznać siebie, a dzięki temu także innych – dołącz do nas. Skupiamy się zarówno na identyfikacji stresorów, które pojawiają się właśnie podczas wyzwania, jak i przeszłych, które uda Ci się teraz rozpoznać.
„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”
Tematem przewodnim tego tekstu jest obszar poznawczy, o którym już wcześniej pisałam, że niektórym się myli z emocjonalnym. Dlaczego tak się dzieje? Procesy poznawcze wiążą się z m.in. aktywnością umysłową, uczeniem się, uwagą, myśleniem, zapamiętywaniem i trudności czy wyzwania na tym polu mogą wywoływać silne emocje, zarówno przyjemne (ekscytacja spowodowana zdobyciem nowej, złożonej umiejętności), jak i nieprzyjemne (bezsilność z wywołana niemożnością przypomnienia sobie kluczowej informacji, np. kodu PIN do karty bankowej). Osobiście muszę przyznać, że napisanie tego tekstu było dla mnie stresorem poznawczym, niezbyt silnym, ale jednak nie mogłam go szybko „przerobić” tak, jak to robię z innymi z tego obszaru. To taki trochę problem pierwszego świata – zasadniczo wyzwania poznawcze nie są dla mnie stresorami. Uczę się szybko, pamięć mam bardzo dobrą, w sprzyjających warunkach lub pod wpływem odpowiedniej motywacji moja uwaga działa bez zarzutu i potrafię się skupiać bez przerwy przez wiele godzin i moja kontrola poznawcza działa bez zarzutu, na percepcję też nie mogę narzekać. Zasadniczo ciągle coś mielę i przetwarzam informacje, język jest moim ulubionym narzędziem, zarówno w mowie, jak i piśmie – gadam dużo, pisać krótko też nie potrafię ;). Kiedy zasiadłam do tworzenia planu tego artykułu, początkowo miałam w sobie dużo entuzjazmu, a później nagle poczułam, jak uchodzi ze mnie energia. O czym ja mam w takim razie napisać? Najlepiej o sobie, ale jak to zrobić w taki sposób, żeby przysłużyć się czytelnikom, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w identyfikacji stresorów z obszaru poznawczego? Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl…
„Poznaj samego siebie”
Właśnie ta powyżej – poznaj samego siebie. To jest klucz do całego wyzwania, które aktywnie zajmuje moje myśli i inne zasoby od kilku tygodni. Postanowiłam opowiedzieć Wam to, co ja wiem o sobie, a być może dzięki temu Wy znajdziecie kilka drogowskazów do samopoznania. Zaczynamy!
Większość czynników powiązanych z domeną poznawczą, które w sposób znaczący wpływają na moją równowagę to stresory złożone, dotyczące wielu obszarów. Co więcej – bardzo często stresory poznawcze są u mnie wywoływane przez stres w innych obszarach. Ten wątek zostawię jednak na później i podzielę się z Wami szczegółami w ostatnim, szóstym module wyzwania. Takich prostych stresorów stricte poznawczych nie potrafię wskazać zbyt wielu. Chciałabym jednak opowiedzieć o trzech, z czego dwa są ze mną cały czas, a ostatni pojawił się wraz ze zmianami, które w moim organizmie wywołała ciąża, poród i hormony.
Elementarne stresory poznawcze
Oznaczam je odpowiednio jako (P) – przyjemne i (N) – nieprzyjemne, jak w poprzednich artykułach.
Nieodpowiednia stymulacja, przestymulowanie/niedostymulowanie (N & P)
Jestem z natury i zawodu badaczem, więc pod kątem procesów poznawczych mój umysł potrzebuje i doświadcza takiej stymulacji cały czas. Nawet tuż przed zaśnięciem, podczas nocnego snu (o ile mi się taki przytrafi, jak to matce 😉 ) czy przy wykonywaniu innych czynności wciąż przetwarzam informacje, tworzę plany, analizuję różne sytuacja i aspekty, zastanawiam się nad mniej lub bardziej istotnymi kwestiami, robię „powtórki” itd. Właściwy poziom aktywności w tym obszarze jest mi niezbędny do zachowania równowagi. Dlatego za każdym razem, kiedy szala przechyla się w stronę nadmiernej stymulacji lub niedostymulacji, coś dziwnego dzieje się w moim mózgu. Mogłabym to opisać jako uruchomienie takiego trybu ostrzegawczego, tak jakby mój własny umysł dawał mi czas na dostosowanie się do odpowiedniego rytmu, zanim włączy syrenę alarmową. Niedostymulacji doświadczam wtedy, kiedy wykonuję pracę umysłową, która nie dostarcza mi odpowiedniej ilości bodźców poznawczych, ale zabiera tyle mojej uwagi, że nie jestem w stanie jednocześnie oddawać się innej, intensywnej aktywności umysłowej. Moim sposobem na przywrócenie równowagi jest zrobienie przerwy i zajęcie się czymś innym np. przeczytanie tekstu, o którym wiem, że „myślowo” jest dla mnie bardziej stymulujący. Po uzupełnieniu brakujących zasobów wracam do tej nudniejszej czynności aż do kolejnego ostrzeżenia. W ten sposób pracuję nad niezbyt fascynującymi zagadnieniami w cyklach, starając się również pamiętać o tym, że przywracanie równowagi zużywa sporo mojej fizycznej energii i tutaj ratuje mnie odpowiednie nawodnienie, korzystne przekąski (np. orzechy), wygodne miejsce do pracy (co ciekawe – nie jestem fanką siedzenia, zwłaszcza na krześle przy biurku), odpowiednia temperatura itp. Czasami przerwy zajmują więcej czasu niż sama aktywność, ale wdrażając taki tryb, jestem dużo bardziej efektywna niż gdybym przez bitych kilka godzin dłubała taki nudny temat. Przestymulowanie zdarza mi się wtedy, kiedy np. przecenię własną wielozadaniowość i uparcie próbuję wykonywać mnóstwo czynności jednocześnie, pomimo niepowodzenia i konieczności powtarzania/poprawiania/robienia kolejnych podejść do tych samych aktywności. Jeżeli jestem wystarczająco uważna na sygnały swojego organizmu, którego częścią jest również mózg, to dostrzegam to błędne koło wystarczająco szybko i redukuję liczbę czynności. Z pomocą przychodzi mi także robienie na szybko notatek, żeby podczas realizowania zadań jednego po drugim nie zapomnieć o tym, co już zrobiłam i jakie miałam plany czy chęci. Nieodpowiednia stymulacja bywa też dla mnie motorem do działania i odczytuję ją jako bodziec do pracy nad sobą, wprowadzania dużych zmian w życiu czy w ogóle przemyślenia tego, co robię i w jakim idę kierunku. Jestem takim trochę myślicielem i – jak mawiał niezbyt poprawnie jeden z moich nauczycieli – wszystko sobie ciągle „przemyśliwuję” :).
Terminy (N & P)
Deadline to jest zmora naszych czasów – życie z kalendarzem w ręku to już niemalże przeszłość, teraz są przypomnienia w telefonach komórkowych i komputerach. Czasami aż się boję zerknąć na ekran, bo w zależności od tego, co mam do zrobienia, takie powiadomienie potrafi mnie albo zmobilizować do bardzo intensywnej pracy umysłowej lub wręcz przeciwnie – zupełnie podciąć mi skrzydła. Z jednego strony potrafię pracować bez terminów, sama sobie organizując czas, ale zdarza mi się odkładać te mniej atrakcyjne zadania, więc tak nie do końca chciałabym się zupełnie pozbyć tego rytmu ustalanego przez wyznaczone daty i czas. Z drugiej jednak nagromadzenie dat końcowych przy niskim poziomie zasobów czasami blokuje mnie zupełnie i nie jestem w stanie dokończyć żadnego, nawet prostego zadania. Deadline czy nie deadline – oto jest pytanie 😉
Problemy z pamięcią/koncentracją (N – z wykrzyknikiem)
Drugi trymestr ciąży przyniósł ze sobą zupełnie nieznany mi stresor poznawczy. Moja znakomita pamięć i zdolności do wielogodzinnej intensywnej koncentracji z dnia na dzień uleciały. Nagle stałam się bardzo podatna na rozproszenie uwagi i zaczęłam zapominać o rozpoczętej czynności, co skutkowało np. spaleniem garnków, koniecznością wracania do domu, żeby się upewnić, że zamknęłam okno/wyłączyłam kuchenkę/nie zamknęłam przypadkiem kotów w łazience. Z każdym miesiącem ciąży było coraz gorzej, więc blisko rozwiązania byłam w zupełnej rozsypce – nie udało mi się dobrze przygotować mieszkania na przyjście na świat mojego dziecka, co mi bardzo utrudniło pierwsze miesiące rodzicielstwa w pojedynkę. Dodatkowo Mały Człowiek okazał się być silnie reaktywną, niewiele śpiącą, nieodkładalną jednostką, więc w pierwszych miesiącach lepiej nie było wcale lepiej. Wraz z nowymi wyzwaniami, zarówno związanymi z zwichrowanym trybem pracy mojego mózgu, jak i rolą matki, pojawiały się wciąż nowe stresory z obszaru poznawczego – lokalna biurokracja i wypełnianie niezliczonej ilości wniosków, konieczność przełączania się pomiędzy trzema językami, ogromne zagubienie w kontekście wykonywania zwykłych czynności po kolejnej nieprzespanej nocy i dniu bez odpoczynku, z niemowlakiem, którego w stan walki wprowadzał dźwięk sprzętów domowych, humor mamy, a nawet wahania kursów walut czy zmiany wilgotności powietrza na Tajwanie. Mam zamiar napisać kilka osobnych tekstów na temat wyzwań rodzicielskich w pierwszym roku, zwłaszcza w kontekście bycia samodzielną mamą. Mniej więcej 1.5 roku po porodzie mój mózg zaczął wracać do trybu bardziej użytecznego w sposób widoczny i jest od tamtej pory coraz lepiej.
Czy Ty też doświadczasz podobnych stresorów?
Poniżej znajdziesz linki do pozostałych artykułów na temat stresorów z obszarów:
Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie tematy poruszam i zamierzam prezentować na blogu, zajrzyj do tego wpisu. Te teksty są zaś o mnie i moich oczekiwaniach.
Wprowadzenie do wprowadzenia nt. Self-Reg znajdziesz w nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Równowaga w trzech kolorach”. Opis samej metody Self-Reg jest dostępny w tym nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Co wewnątrz, to na zewnątrz”.
Poślij ten tekst dalej, jeżeli przyniósł Ci wartościowe informacje. Tutaj znajdziesz mój fanpejdż na FB.
Dziękuję za Twój czas!
Obraz PublicDomainPictures z Pixabay
7 Comments