O adaptacji w żłobku z punktu widzenia Self-Reg | Case study (2/2)

W szóstym, ostatnim module wyzwania zajmiemy się stresorami złożonymi. Na pierwszy ogień temat bardzo gorący i w związku z nadchodzącym początkiem nowego roku żłobkowo-przedszkolnego spędza pewnie sen z powiek niejednego rodzica: ADAPTACJA

Zainspirowana sugestią w grupie Natalii Fedan Self-Reg dla rodziców dotyczącej użyteczności dzielenia się własnym doświadczeniem, chciałabym Wam opowiedzieć dwie historie adaptacji w żłobku, których moja wtedy niespełna 2-letnia córka przeszła już dwie i to w tym samym roku.

Tutaj znajdziecie poprzednią część: adaptacja nr 1.

Adaptacja nr 2

Wprowadzenie

  • sierpień 2018 – Gwiazda ma prawie 1.5 roku, wciąż karmiona piersią (oprócz przyjmowania innych pokarmów)
  • zaplanowano ok. 4-8 tygodni (w zależności od postępów)
  • opieka dzienna w placówce żłobkowo-przedszkolnej, najmłodsze dzieci (od ok. roku do ok. trzech lat) podzielone na dwie grupy, średnio 2 opiekunów na 8 dzieci
  • grupa, do której przydzielono moją Gwiazdę, ma docelowo liczyć 11 maluchów, którymi zajmują trzy opiekunki, z czego 8 nowych dzieci dołącza wraz z początkiem roku przedszkolnego

Adaptacja rozpoczyna się po przerwie wakacyjnej, którą spędzamy na cyplu mazurskiego jeziora w środku lasu, z krótkimi przystankami u rodziny i przyjaciół na Warmii oraz w Trójmieście. Poprzednia adaptacja była dla nas obu bardzo trudnym doświadczeniem i zasadniczo nie zakończyła się sukcesem, o czym pisałam w poprzedniej części. Pod koniec roku przedszkolnego Gwiazda częściej zostawała chętnie z opiekunką niż protestowała podczas rozstania, ale koniec rozłąki zawsze wiązał się z uwieszeniem na mnie, a pobyt w opiece dziennej miał duży wpływ na wzorzec nocego snu dziecka, który i bez dodatkowych utrudnień stanowił dla mnie wyzwanie.

CEL

pięć dni w tygodniu po 8 godzin bez mamy (zatem wydłużenie rozłąki o 2 godziny dziennie i tygodnia przedszkolnego o dodatkowy dzień), włączając w to dwa większe posiłki i przekąskę oraz drzemkę (w domu tylko drzemki kontaktowe z mamą/na mamie, okazjonalnie w wózku).

PLUSY

+ adaptacja zaplanowana z wyprzedzeniem, na podstawie określonego scenariusza (model berliński), tuż po 3-tygodniowej przerwie wakacyjnej, więc przejście między formami opieki wydawało się bardziej naturalne niż zmiana z dnia na dzień

+ placówka niepubliczna (niezupełnie jednak prywatna, więc mniej nastawiona na zysk), koncepcja placówki nastawiona na celebrowanie indywidualności dziecka i łagodne doń podejście,

+ grupa Gwiazdy, w przeciwieństwie do pozostałych, zlokalizowana na piętrze, nie na parterze (większa prywatność, niższy poziom hałasu)

+ bardzo przyzwoity stosunek liczby opiekunów do liczebności grupy

+ korzystna lokalizacja – po drodze z domu do miejsca mojej pracy, w pobliżu głównej drogi (co znacznie ułatwiło nam transport), ale jednocześnie trochę na uboczu, blisko jednego z największych i najatrakcyjniejszych parków w okolicy

+ dużo dodatkowej aktywności, której nie zapewniała poprzednia forma opieki (prace ręczne, więcej zabawek i przestrzeni oraz towarzystwa do zabawy, wyjścia, projekty/programy etc.)

MINUSY

– opiekunki nie mówią w żadnym innym języku niż niemiecki

– brak możliwości wzięcia długiego urlopu i skupienia się tylko na adaptacji

– duża sztywność w podejściu do modelu adaptacji ze strony placówki

– przewijanie na godziny (tutaj odezwał się mój strach przed kolejnym zapaleniem nerek)

– brak indywidualnego kontaktu z opiekunami, zdjęć wysyłanych w ciągu dnia itp.

– dodatkowe spotkania/terminy/zobowiązania, wynikające ze zmiany formy opieki (obowiązkowa praca rodziców na rzecz placówki, zebrania z rodzicami, różne spotkania i pogadanki w bardzo nieprzystępnych dla mnie godzinach, ogłaszane z niewielkim wyprzedzeniem, konieczość śledzenia wielu tablic ogłoszeń etc.)

– infekcja z wysypką kilka dni przed planowanym początkiem adaptacji, co opóźniło cały proces

– stresująca sytuacja rodzinna, która miała wpływ na opiekę nad Gwiazdą wtedy, gdy ja byłam w pracy, a ona jeszcze nie zostawała dłużej w placówce (co nie tylko podnosiło poziom napięcia, ale generowało konieczność szukania na szybko innych rozwiązań/opiekunów – cienie samodzielnego rodzicielstwa)

OPIS

Ogólnie adaptacja poszła bardzo dobrze, pomimo trudnego startu. Z wyjazdu wakacyjnego wróciłyśmy w środę, w czwartek i piątek Gwiazdka miała zostać pod opieką zaufanej osoby, żebym ja mogła pójść do pracy, a od poniedziałku planowo zaczynała się adaptacja. Placówka przeprowadza scenariusz adaptacji na podstawie modelu berlińskiego. Ośmioro nowych dzieci wprowadzano do grupy niejednocześnie – po dwoje na początku kolejnych 4 tygodni. Nam udało się wskoczyć na początek kolejki, dzięki uprzejmości i dobrej woli mam, które nie miały np. zobowiązań zawodowych lub mogły przesunąć inicjację adatapcji w czasie, dzięki czemu nie musiałam brać bezpłatnego urlopu, a opuszczone w pracy godziny powoli odpracowywałam przez kolejne miesiące po zakończeniu całego procesu.

Powszechnie stosowanym modelem adaptacji w Niemczech jest model berliński (“Berliner Eingewöhnungsmodell”) i przebiega w obecności rodzica/innego bliskiego dorosłego. Rzucanie żłobkowiczów czy przedszkolaków na głęboką wodę i zostawianie ich w placówce od pierwszego dnia NIE JEST powszechną praktyką w Niemczech. W wielu miejscach mogą nam nawet odmówić takiego podejścia. Także wtedy, kiedy nie jest to pierwsze doświadczenie z zostawaniem w placówce. Model stopniowo i łagodnie wprowadza nowego członka do grupy i ma na celu stworzenie mu dogodnych warunków do zbudowania bezpiecznej więzi z nowymi opiekunami. Ponadto zaleca się, by przez cały proces adaptacji dziecku towarzyszył ten sam rodzic/inna figura przywiązania (osoba, z którą maluch jest blisko związany). Scenariusz takiego procesu wygląda następująco:

  1. Faza inicjacji: przez trzy dni dziecko i rodzic/bliski dorosły przebywają w grupie przez ok. godzinę dziennie. Dziecko jest zachęcane do interakcji z nowymi opiekunami i innymi podopiecznymi, ale w założeniu bez nacisków. Towarzyszący mu dorosły powinien być dostępny, ale bierny: nie zmusza dziecka do oddalania się, ale także go nie zatrzymuje na siłę przy sobie, nie podąża za nim, jeżeli zdecyduje się ono eksplorować – siedzi z boku i nie bierze udziału w zabawie, ale znajduje się cały czas w zasięgu malca, gotowy zareagować, jeżeli dziecko tego potrzebuje. W fazie inicjacji rodzic/bliski dorosły nie wychodzi z pomieszczenia.
  2. Faza próbnej rozłąki: czwartego dnia następuje pierwsza próba rozdzielenia rodzica/bliskiego dorosłego i dziecka. Krótko po przybyciu, figura przywiązania empatycznie się żegna z dzieckiem i wychodzi. Pozostaje jednak w pobliżu i wraca po upłynięciu ustalonego czasu (początkowo jest to ok. 15-30 minut). To, co jest ważne – dorosły pod żadnym pozorem nie wymyka się, nie wychodzi ukradkiem. Nawet, jeżeli dziecko wydaje się być pogrążone w zabawie i nie dostrzega zamiaru wyjścia, zadaniem nowych opiekunów jest zwrócić jego uwagę na ten manewr. Reakcja malucha przesądza o dalszym scenariuszu. Nowi opiekunowie wspierają dziecko podczas pożegnania, wyjaśniają mu, że rodzic wróci, pomagają mu w doświadczaniu emocji związanych z rozłąką, w razie potrzeby koją, ale także próbują je zainteresować aktywnościami związanymi z tym, co aktualnie dzieje się w grupie. Jeżeli maluch dobrze znosi rozłąkę – jest zrelaksowany, spokojny – lub pomimo początkowego płaczu można go szybko ukoić, czas bez rodzica wydłuża się każdego dnia i płynnie przechodzi się do fazy stabilizacji. W przeciwnym przypadku – kiedy dziecko bardzo gwałtownie reaguje na pierwszą rozłąkę, przerywa się ją natychmiast i wraca się do fazy inicjacji, przy czym trzeba odczekać kilka dni przez kolejną próbną rozłąką.
  3. Faza stabilizacji: każdego kolejnego dnia wydłuża się czas dziecka bez figury przywiązania, wprowadzając stopniowo nowe elementy – np. posiłki z grupą, drzemkę. W zależności od tego, jak reaguje dziecko, stosowane są różne podejścia. Ta faza trwa aż do zbudowania bezpiecznej więzi z nowym opiekunem.
  4. Faza końcowa: dziecko ufa nowym opiekunom, zostaje w żłobku przewidzianą liczbę godzin dziennie, przeważnie dobrze znosi czas bez rodzica, rozstanie nie jest nadmiernie stresujące (np. nawet przy protestach dziecka, nowemu opiekunowi udaje się je ukoić i przejąć bezprzemocowo), adaptacja zakończona.

Cały proces trwa średnio 4 tygodnie, nasza placówka uznaje, że do 8 to jeszcze w normie, powyżej tego czasu przy braku postępów sugeruje się rodzicowi znalezienie innego miejsca. Są inne placówki z bardziej elastycznym podejściem, gdzie nie ma limitu czasowego (chociaż warto podkreślić, że za wszystkie miesiące trzeba uiszczać pełną opłatę). Planuję osobny artykuł o samej adaptacji, wtedy też szczegółowo opiszę więcej aspektów (np. co można zrobić, jeżeli proces nie postępuje, jaki scenariusz stosowany jest wtedy, kiedy faza próbnej rozłąki nie kończy się sukcesem) oraz chętnie zaadresuję zagadnienia, które są dla Was istotne, więc zachęcam do komentowania i kontaktu bezpośredniego ze mną.

Jeszcze przed weekendem poprzedzającym pierwszy dzień adaptacji moja Gwiazda zachorowała, co oznaczało zwolnienie się z pracy i opóźnienie całego procesu (w tym także diagnozowanie u pediatry pod kątem zakaźności choroby). Na szczęście już w środę sytuacja była opanowana i wtedy rozpoczęłyśmy przygodę ze żłobkiem. Pomimo stresującej sytuacji rodzinnej towarzyszącej adaptacji, która bezpośrednio oddziaływała na mnie i dziecko, moja Gwiazda adaptowała się książkowo i szybko „prześcignęła” postępami nieco młodszą koleżankę, która zaczęła 2 dni wcześniej. To był miód na moje serce. Jeszcze przed końcem pierwszego miesiąca moja mała duża Dziewczyna zostawała w placówce na 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu.

Z PUNKTU WIDZENIA SELF-REG

To, jak Gwiazda zareagowała na cały proces, było niesamowite. W fazie próbnej separacji i stabilizacji pojawiał się bardzo krótki płacz zaraz po rozstaniu, ale z sąsiedniego pomieszczenia mogłam usłyszeć, że opiekunkom szybko udawało się opanować sytuację. Ja sama, pomimo nerwowej sytuacji w życiu prywatnym, czułam się w tej placówce bezpieczna i spokojna, i najwyraźniej zarażałam tym podejściem córkę. Dodatkowym czynnikiem kojącym byłam obecność drugiej mamy, której córka rozpoczęła adaptację w tym samym tygodniu co moja. Wprowadzanie nowych elementów było przyspieszane (na moją prośbę – dziecko wykazywało gotowość, a opiekunki chciały się bardzo sztywno trzymać określonych schematów i rozpiski), bo widziałam, że moje dziecko np. lepiej znosi nieco dłuższą rozłąkę niż krótszą (np. 30 minut czy godzinę odreagowywała dużo mniej intensywnie niż 15 minut, które nie były wystarczające do rozładowania początkowo silnie wzrastającego napięcia). Przywiązanie do reguł i zasad było dla mnie źródłem stresu, na szczęście nam obu udało się odnaleźć w tym scenariuszu. Bardzo obawiałam się też kwestii jedzenia i spania, bo te dwa aspekty były w poprzednim miejscu problematyczne przez długi czas. Mój stres był nie tylko związany z reakcją samego dziecka (czyli odmową jedzenia i głodem czy odmową spania i stresem związanym ze zmęczeniem), ale także tym, jak na to odpowiedzą opiekunki (poprzednia np. wypłakała moją córkę, bo jej zdaniem faza usypiania z jej asystą trwała zbyt długo). Tutaj na szczęście żadna z tych sytuacji nie miała miejsca. To, co nam pomogło w kontekście tej konkretnej adaptacji, to przede wszystkim dużo większa gotowość Gwiazdy, lepsze przygotowanie merytoryczne opiekunek (w porównaniu do poprzedniej) oraz w ogólności moje (większa wiedza, przewidywalność związana z zastosowaniem określonego modelu, który mogłam zawczasu przestudiować, doświadczanie adaptacji po raz drugi). Podczas pierwszego tygodnia przeprowadzono wywiad na temat dziecka i moje uwagi dotyczące potrzeby częstszego przewijania (wrażliwa skóra, skłonności do infekcji układu moczowego), niechęci lub niemożności wprowadzania zastępczych rozwiązań, które często ułatwiają kojenie dziecka (np. podawanie mleka modyfikowanego, używanie smoczka, korzystanie z zabawki/kocyka w formie pocieszyciela – moje dziecko jako jedyne w grupie jednocześnie nie używało smoczka, nadal było karmione piersią i nie pocieszało się pluszakami czy kocykami) zostały zaakceptowane. W cztery tygodnie cały proces został przeprowadzony pomyślnie, Gwiazdka z entuzjazmem zostawała w placówce i oprócz sytuacji, kiedy np. obie nie byłyśmy zupełnie zdrowe lub gdy pojawiały się inne stresory, w ogólności pożegnania nie były i nadal nie są dla nas silnym stresorem. Zdarzają się oczywiście regresy, o czym pisałam przy okazji omawiania stresorów z obszaru emocji (spojrzenie przyczynowo-skutkowe), ale są to trudności przejściowe. Z czasem również odbieranie stało się wydarzeniem mniej wybuchowym i cały czas idzie w kierunku równowagi. Warto wspomnieć, że ja sama także byłam bardziej wyregulowana w czasie drugiej adaptacji niż wcześniej, pomimo rozwojowo trudnej fazy u mojego dziecka. Krótko po zakończeniu tego procesu rozpoczęłam kurs nt. Self-Reg we wczesnym rozwoju.

Kolejna odsłona adaptacji już niedługo – czekam na Wasze sugestie, komentarze i pytania.


PRZYKŁADOWE STRESORY DZIECKA, ZWIĄZANE Z ADAPTACJĄ I POBYTEM DZIECKA W OPIECE DZIENNEJ

obszar biologiczny

  • zupełnie nowy rytm dnia i tygodnia spowodowany zmianą placówki i godzin pracy mamy
  • nowy rozkład dnia w żłobku – oprócz czasu na swobodną zabawę placówka ma swoje stałe punkty (posiłki, drzemka, wyjścia na dwór), co oznacza nagłą zmianę aktywności pod wpływem żądania z zewnątrz

obszar emocji

  • nowe, obce osoby przejmują opiekę nad dzieckiem, które jest nieufne i nawiązuje bezpieczną więź powoli i tylko z wybranymi jednostkami (do tej pory jest tylko jedna opiekunka, która ma zdecydowanie najlepszą i najgłębszą – dwukierunkowo! – więź z dzieckiem)

obszar poznawczy

  • nauka zasypiania w większej grupie, na materacu na podłodze, ze wsparciem opiekuna, ale w nowym miejscu
  • poznawanie reguł obowiązujących w placówce
  • funkcjonowanie w wyłącznie niemieckojęzycznym środowisku przez 40 godzin tygodniowo

obszar społeczny

  • nowa, większa grupa dzieci, więc zupełnie inna forma stymulacji w tym obszarze
  • bardziej złożone formy konfliktów i struktur społecznych

obszar prospołeczny

  • zaadaptowana jako pierwsza, doświadczyła wprowadzania do grupy wszystkich innych nowych dzieci, a więc także związanych z tym reakcji zarówno maluchów, jak i towarzyszących im rodziców
  • jedna z innych adaptacji trwa bardzo długo, nie postępuje i ostatecznie się nie udaje, zarówno dziecko, jak i rodzic są mojemu znane i bliskie (znamy ich spoza placówki)

stresory złożone

  • nowość w życiu jedynaczki, która nie miała zbyt dużo wspólnego z większymi grupami dzieci na ograniczonej, zamkniętej powierzchni – świadomość, że nie wszystkie zabawki należą do niej i są dobrem wspólnym
  • dynamiczne zmiany stopnia przewidywalności podczas adaptacji: w pierwszej fazie większość dnia poza placówką, później coraz dłużej w niej, następnie wprowadzanie nowych elementów: lunch i drzemka, na końcu pozostawanie w grupach łączonych rano i po południu

Poniżej znajdziesz linki do artykułów na temat stresorów z obszarów:

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie tematy poruszam i zamierzam prezentować na blogu, zajrzyj do tego wpisu. Te teksty są zaś o mnie i moich oczekiwaniach

Wprowadzenie do wprowadzenia nt. Self-Reg znajdziesz w nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Równowaga w trzech kolorach”. Opis samej metody Self-Reg jest dostępny w tym nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Co wewnątrz, to na zewnątrz”.  

Poślij ten tekst dalej, jeżeli przyniósł Ci wartościowe informacje. Tutaj znajdziesz mój fanpejdż na FB. 

Dziękuję za Twój czas!

2 Comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s