Samoświadomość, samoregulacja, samokształcenie, czyli jak Self-Reg pomaga się uczyć

Kontynuując tematykę stresorów z obszaru poznawczego (w ramach wyzwania online na FB w grupach dla rodziców oraz częściowo także na fanpejdżu passionatelycuriousme.blog – jeżeli chcesz lepiej poznać siebie, a dzięki temu także innych – dołącz do nas), chciałabym się z Wami podzielić wyjątkowym artykułem. Gościnnie na blogu Passionately-curious-me Agnieszka Piskozub-Piwosz dzieli się z nami swoimi przemyśleniami i wiedzą na temat Self-Reg w procesie uczenia się. Zdecydowanie lektura obowiązkowa, nie tylko dla uczniów i ich rodziców!

Myślenie jest stresem!

Pamiętacie jeszcze, że w Shanker Self-Reg stres definiuje się nieco inaczej, niż używamy tego słowa w codzienności? Najprościej można określić stres jako zużycie naszych zasobów, a stresor jako coś, co wymaga od nas zużycia energii. Jest to zatem pojęcie szersze wykraczające poza dziedzinę emocji i – co najważniejsze dla nas w tej chwili – wcale nie musi być czymś niechcianym, negatywnym, czego mielibyśmy chcieć się pozbyć. Problemami, z którymi mierzy się Self-Reg są głównie nadmierny stres oraz nasz brak samoświadomości co do tego, co zużywa naszą energię, i jak trwać w równowadze i rozwijać się. Pokazuje, jak można się rozwijać bez wypalania się przez samokontrolę, która prędzej czy później spowoduje negatywne efekty w którejś z dziedzin życia. Samoregulacja pozwala nam rozwijać się w zgodzie z tym, co o sobie wiemy, w szacunku dla siebie i uważności.

Po tym szybkim przypomnieniu, chcę podzielić się z Wami słowami Stuarta Shankera, które padły na kursie Self-Reg Facilitator: “Myślenie jest stresem”. Nim będziesz czytać dalej, zastanów się przez kilkadziesiąt sekund nad tym zdaniem. Jak je rozumiesz? Czy jest w tych słowach coś, z czym się zgadzasz? Czy coś budzi twój sprzeciw? Co to może znaczyć dla naszej samoregulacji?

Moją pierwszą reakcją na to zdanie było: “No, bez przesady!”. Mimo że znam definicję stresu w Self-Reg, którą przed chwilą przypomniałam. Nie doceniam myślenia. Może dlatego że nikt mi za nie nie płaci? Może dlatego że jest go w moim życiu tak dużo?

A jednak myślenie jest stresem. Jeśli nie czytaliście albo nie pamiętacie tekstu Anki Gburczyk wprowadzającego do obszaru poznawczego, koniecznie do niego zajrzyjcie. Na samym początku definiuje obszar poznawczy jako „procesy, które służą do tworzenia i modyfikowania wiedzy o otoczeniu”. Trudno mi wymyślić sytuacje, które nie dotykałyby tego obszaru.

Zastanawiając się nad tym, jak selfregowo ułatwić naukę, pamiętajmy najpierw, że nauka nowych rzeczy, umiejętności, kompetencji zawsze wiąże się ze zużyciem naszej energii. Myślenie jest stresem! Ale nie oznacza to, że musi być stresem nadmiernym, że “nie ma nauki bez bólu” (ang. No pain, no gain); jest to jeden z często powtarzanych mitów, z którymi osobiście się nie zgadzam!

Przekonania o nauce, przekonania o sobie

Skoro mowa o mitach… Zarówno jako zwykła konsumentka kultury popularnej (czyt. Ktoś, do kogo docierają reklamy), jak i jako osoba zajmująca się na co dzień edukacją, słyszałam w moim życiu o wielu rewolucyjnych metodach i podejściach, które miałyby zoptymalizować efekty uczenia się. Część z nich już przeminęła, inne stawały się z czasem mniej popularne, jednak w naszym myśleniu o nauce zakorzeniło się sporo mniej lub bardziej prawdziwych przekonań, które niekoniecznie nam służą. Nie miejsce tu na omawianie konkretnych teorii, zamiast tego, chcę zachęcić Cię do autorefleksji.

Ponownie proszę, przerwij na chwilę czytanie, i zapisz sobie choć 3 swoje przekonania o tym, jak najefektywniej się uczyć.

Możliwe, że na twojej liście pojawiły się wskazówki dotyczące optymalnego czasu nauki, pory dnia, robienia notatek, angażowania danego zmysłu, używania kolorów, robienia map myśli, postawy ciała itp. Jeśli nie ma tam żadnej z wymienionych dziedzin, czy możesz zatrzymać się jeszcze na minutę i dopisać do listy coś związanego z choć jedną z tych kategorii?

Idziemy dalej? Wybacz, ale jeszcze nie. Znów proszę Cię o chwilę refleksji. Tym razem autorefleksji.

Spójrz na wypisane przez siebie przekonania na temat skutecznej nauki i odnosząc się do każdego z nich, zapytaj siebie: Czy stosowałam je kiedyś? Czy widzę jego skuteczność? W jaki sposób mi pomogło? Jeśli bierzesz udział w wyzwaniu “Poznaj swoje stresory, poznaj siebie”, wiesz już trochę o identyfikowaniu stresorów. Spróbuj, odnosząc się do każdego z przekonań, pomyśleć, czy wiążą się z nim jakieś szczególne stresory – dla Ciebie.

Np. Jeśli masz przekonanie: “Najlepiej uczyć się przy biurku” i wypróbowałaś je na sobie, możesz zauważyć, że służyło ci redukując stresory biologiczne w zakresie percepcji wzrokowej (czyste biurko, uwaga skupiona na książce), zwiększając stresory w zakresie motorycznym (trudność z wysiedzeniem w jednej pozycji, niezaspokojona potrzeba ruchu), dotykając także sfery emocjonalnej (zadowolenie rodzica z tego, że zastał cię przy biurku, budziło twój spokój i radość; przymus siedzenia prosto rodzi twoją złość) itp, itd. Może dla ciebie to zupełnie inna historia?

O sensie poznawania siebie pisała już Marta. Przypomnę od siebie, że jednym z założeń Self-Reg jest nieprzywiązywanie się do etykietek, lecz patrzenie na tu i teraz: tę konkretną osobę, w tej konkretnej sytuacji. Im więcej w nas uogólniających przekonań i determinizmu (“jestem leniwa, więc nie lubię się uczyć”; “on jest nadpobudliwy, więc nie usiedzi na miejscu i nigdy nie odrobi zadań”; “świetnie uczę się słuchając, więc muszę koniecznie znaleźć audiobook na ten temat, inaczej z całej sprawy nici”), tym trudniej o efektywną samoregulację. Warto znać siebie, żeby sobie pomóc (“jak mogę nauczyć się tego bez zmuszania się do rzeczy, których zwykle nie znoszę?”, “jak ułatwić dziecku odrobienie zadań bez przykuwania go do ławki?”; “czy mogę spróbować bez audiobooka?” itp, itd). Poznajemy siebie w otwartości na poznanie siebie od innej strony, pozwolenie sobie na wypróbowanie nowych strategii. Jeśli chcemy rozwoju, pozwólmy sobie – bez zmuszania się, bez włączania samokontroli tam, gdzie nie jest konieczna – wyjść nieco ze strefy komfortu. Jednocześnie warto znać swoją strefę komfortu, wiedzieć, jak to jest czuć się spokojnym i zrelaksowanym, aby móc do niej wracać i się regenerować.

A co jeśli nie wiem, co mi służy?

Odkąd pamiętam, przynajmniej od wczesnej nastoletniości, byłam bardzo świadomą uczestniczką procesu edukacji. Nawet jeśli uczyłam się niekoniecznie tego, co sama bym wybrała (było to wiele lat przed tym, jak poznałam wolną edukację), to potrafiłam dobrze planować czas, sposób nauki, rodzaj aktywności, który będzie wspierał efektywne uczenie się. Było dla mnie zaskoczeniem, że nie wszyscy tak mają. Co jeśli Ty tak nie masz? A może dziecko, które chcesz wesprzeć, wydaje się mało świadome tego, co mu pomaga w nauce, a co nie.

Z wielu względów bardzo polecam poniższe ćwiczenie. Podaję je w wersji dla osoby, która podejmuje refleksję o sobie. Sądzę, że z łatwością można zaadaptować je także w odniesieniu do dziecka (używając prostszego języka, odnosząc się do waszej wspólnej historii). Możesz wykonać je z dzieckiem albo spróbować wykonać je samodzielnie, próbując odgadnąć, co się kryje w głowie danego dziecka.

Przypomnij sobie przynajmniej jedną rzecz, której świadomie się nauczyłaś w ostatnim miesiącu: nowe słowa w języku, który zgłębiasz, procedura w pracy, partia z podręcznika do egzaminu, przepis na pyszne danie, montaż mebla, wymiana części w samochodzie…? Zapisz to sobie. Zastanów się jeszcze przez chwilę, co zrobiłaś, żeby się to udało: np. słuchałaś audycji, czytałaś, byłaś na wykładzie, obejrzałaś wideoinstruktaż, poprosiłaś kogoś o pokazanie…?

A teraz przypomnij sobie coś, czego nauczyłeś się w ostatnim tygodniu, choć wcale nie starałeś się tego nauczyć: imię bohatera nowej książki, czytanej dziecku, słowa piosenki z radia, wynik meczu, cena benzyny przy ostatnim tankowaniu. Wypisz 5 takich rzeczy. Zastanów się, dlaczego się ich nauczyłeś. Co Ci w tym pomogło? Spróbuj obok każdej z tych rzeczy wypisać możliwy powód, dla którego ta informacja się do Ciebie “przyczepiła” (np. Wiele powtórzeń, zaangażowanie emocjonalne, przyjemne okoliczności, trudne okoliczności, chęć zajęcia czymś uwagi w trakcie innej, nieciekawej czynności…)

Czy widzisz jakiś wzorzec, coś, co powtarza się w więcej niż jednej sytuacji, które zapisałaś: świadomej bądź nieświadomej nauki? Czy wiesz coś więcej o tym, co pomogło ci rozwinąć się w obszarze poznawczym?

Możesz spróbować powtórzyć to ćwiczenie jeszcze jutro i za tydzień. Możliwe, że pozwoli ci lepiej się poznać.

Jeśli widzisz dużą powtarzalność sytuacji i strategii, które ułatwiają ci naukę (zarówno tę świadomą i celową, jak i dziejącą się mimochodem), możesz użyć tej wiedzy w świadomym procesie uczenia się. Na przykład, zauważając, że najwięcej informacji chłoniesz w czasie jazdy metrem, próbować poczytać w metrze coś, co powinieneś opanować na egzamin (może jest tam optymalne światło, może to jedyny czas w ciągu dnia, kiedy spokojnie siedzisz?). To jednak nie wszystko. Jeśli widzisz dużą powtarzalność, może to oznaczać, że uważasz za naukę tylko bardzo wąski kawałek rzeczywistości. Spróbuj poszukać czegoś zupełnie innego! Może nauczyłaś się trików z fidget spinnerem? Może dowiedziałeś się o nowym gatunku herbaty?

Dostrzegać to, co się udało, czego się nauczyliśmy

Powyższe ćwiczenie ma jeszcze jeden cel. Możliwe, że najważniejszy: dostrzeganie własnego postępu i rozwoju.

Nie wiem, czy macie podobne do mnie wrażenie, ale wydaje mi się, że zwłaszcza patrzenie na naukę przez pryzmat doświadczeń szkolnych, skupia naszą uwagę na tym, co jeszcze jest do nauczenia/zaliczenia, a nie na tym, co już zostało opanowane. Kiedy myślę o swoich latach szkolnych (a warto zaznaczyć, że należałam do dzieci, które generalnie lubiły szkołę i dobrze sobie w niej radziły), trudno mi sobie przypomnieć okazje do podsumowania tego, co już umiemy, a zwłaszcza do świętowania efektów naszej nauki. Kiedy mówię o efektach, nie mam na myśli cyfry w dzienniku, ale coś, czym naprawdę ubogaciliśmy swoje i innych życie: zdobytych umiejętności, lepszego rozumienia jakiegoś fenomenu, zdobycia nowych informacji, pozbycia się błędnych przekonań itp. Jedyne okazje, jakie pamiętam, to wspólne klasowe oglądanie przygotowywanych na język angielski kreatywnych prac domowych: filmów, nagrań. Była to okazja do pokazania innym tego, co udało się nam zrobić, i zobaczenia, co zrobili inni. Niestety także i to odbywało się w duchu rywalizacji (głosowania na poszczególne prace, wyboru “najlepszej”). Nie kojarzę natomiast żadnej w ciągu 12 lat szkoły okazji do zastanowienia się: czego się nauczyłam, co się we mnie zmieniło, czego jeszcze nie umiałam przed tym projektem, a teraz umiem, w jaki sposób moja wiedza przydała się albo może przydać innym. Są to pytania fundamentalne, jednak tak rzadko zadawane!

Mam wrażenie, że nauka szkolna koncentruje się na przyszłości, i to przyszłości rozumianej wąsko, w kategoriach kolejnego etapu edukacyjnego (“jak w III klasie nie nauczą się tabliczki mnożenia, to w IV nie dadzą rady z matematyką) bądź egzaminu związanego z zakończeniem danego etapu (“czy to będzie na egzaminie ósmoklasisty?”). Abstrahując od tego, jaki materiał jest do opanowania na danym etapie (silnie powstrzymuję teraz moją chęć ponarzekania na ten temat), pomyślmy tylko o tym wychyleniu na przyszłość i o myśleniu wąskimi kategoriami sukcesu. Odciąga nas ono od poznawania siebie samych, a koncentruje na śrubowaniu wyników (zobaczcie rosnącą liczbę próbnych testów i diagnoz w szkole). Nie tylko nie uczymy się za wiele o tym, co nam w procesie nauki służy, ale też nie widzimy zazwyczaj, ile już opanowaliśmy.

Pomyśl o jakiejś umiejętności czy dziedzinie wiedzy, którą zgłębiasz czy ćwiczysz od co najmniej miesiąca. Czy potrafisz przypomnieć sobie, co umiałaś miesiąc temu? Czego wtedy jeszcze nie umiałaś, a już umiesz? Może niedawno zacząłeś biegać i miesiąc temu z trudem udawało ci się przebiec kilometr, a dzisiaj dość swobodnie przebiegasz trzy kilometry? Może miesiąc temu umiałaś zaledwie kilka słów po portugalsku, a dzisiaj potrafisz już zamówić kawę i truskawki? Może miesiąc temu każde twoje ciasto było zakalcem, a wczoraj upiekłeś tort bez zakalca? Może miesiąc temu zawsze reagowałaś krzykiem na bijatykę swoich dzieci, a w tym tygodniu udało ci się dwa razy znaleźć inną strategię?

To bardzo ważne umieć zauważać postępy: zarówno swoje, jak i innych. Tego także rzadko uczymy się w szkole, a przecież w społeczeństwie zyskujemy na rozwoju każdej osoby. Może twój lekarz dowiedział się niedawno o skuteczniejszym leczeniu dolegliwości, na którą cierpisz? Może w twoim ulubionym sklepie zaczęto stosować bardziej ekologiczne sposoby pakowania produktów? Może kierowca za tobą zaczął lepiej panować nad złością i właśnie dzięki temu przed chwilą nie wjechał ci w zderzak?

Dostrzeganie rozwoju, świadomość tego, że robimy kolejne kroki na jego drodze, prowadzą do wdzięczności, która ma wiele pozytywnych skutków dla naszego funkcjonowania. Tematem niniejszego artykułu jest jednak self-regowe wspieranie uczenia się, ograniczę się zatem do jednego wątku.

Zniekształcenie poznawcze

Słuchając Stuarta Shankera często można natrafić na określenie: negative bias (dosłownie: “negatywne uprzedzenie”, czyli negatywne zniekształcenie poznawcze). Jeśli Self-Reg ma jakiegoś nieprzyjaciela, to zdecydowanie jest nim owo negatywne zniekształcenie!

Jeśli to pierwszy raz, kiedy spotykasz się z tym pojęciem, zajrzyj na blog Dylematki, zaczynając od tego wpisu Agnieszki Stążki-Gawrysiak.

Negatywne zniekształcenie sprawia, że widzimy rzeczywistość przez ciemne okulary, patrzymy na siebie i swoje możliwości pesymistycznie, odbieramy działania innych jako wrogie… W odniesieniu do nauki, negatywne zniekształcenie poznawcze będzie nas prowadzić na przykład taką ścieżką (zdarzenie – myśl – reakcja – konsekwencja): błędny wynik działania w ćwiczeniówce – “matma jest za trudna dla mnie” – unikam wykonywania kolejnych zadań – rzeczywistość “potwierdza” moje przekonania, gdyż dostaję coraz gorsze oceny.

Podany przykład wydaje się trywialny, możemy jednak pomyśleć o innych, może mniej oczywistych myślach będących przejawem negative bias: “Nie mam dość cierpliwości”, “nie lubię ćwiczyć, więc nie schudnę”, “zawsze fałszuję”, “on mnie nie znosi, dlatego nie złożył mi życzeń” itp.

Jeśli myślisz: “o rety, właśnie tak mam!” albo “raju, moje dziecko jest właśnie takie”, to… Fajnie, że się poznajesz i wiesz, że nie jesteś sama. A jednocześnie… sama taka myśl może być elementem układanki, której częścią jest owo zniekształcenie.

Pamiętasz, że Self-Reg nie lubi etykiet? Świadomość, że w wielu sytuacjach reagujemy w sposób, który nam nie służy (np. Wyciągając czarne wnioski na przyszłość z jakiegoś przeszłego doświadczenia), może być dla nas okazją do rozwoju!

Jak poradzić sobie z negatywnym zniekształceniem? Możesz poczytać o tym, jak wspierała w tym swojego syna wspomniana Agnieszka Stążka-Gawrysiak. Moje ulubione self-regowe rady i przemyślenia to.

  • Ćwiczenie uważności i poznawanie siebie coraz lepiej. (Popatrz, jeśli czytając ten tekst już to robisz, to jesteś na dobrej drodze. Jeśli pominąłeś wszystkie ćwiczenia wyżej, możesz wrócić i zacząć od nowa!)
  • Magiczne słowo: “jeszcze (nie)”. Kiedyś się z tego nieco śmiałam, ale na próbę postanowiłam poćwiczyć. Do każdego zdania, że coś mi nie wychodzi, czegoś nie umiem, zaczęłam dodawać słowo “jeszcze”. “Nie umiem dobrze parkować równolegle – jeszcze”; “Nie znam dobrze niemieckiego – jeszcze”. Oczywiście, możliwe, że wcale nie chcę się nauczyć niemieckiego i nigdy się go nie nauczę. A mimo to widzę wielką wartość owego “jeszcze”. Pozwala nam osłabić nieco deterministyczne spojrzenie na siebie (albo innych). Pokazuje nam, że istnieją możliwości zmiany (możemy wybrać, czy z nich skorzystamy teraz albo w przyszłości).
  • Praktyczne pytanie nr 1: “Co mi przeszkadza?”. Stosując Self-Reg, możemy uznać to za pytanie o nadmierny stres (jakie stresory zabierają mi energię, która byłaby mi potrzebna do zmiany, do nauczenia się nowej umiejętności?)
  • Praktyczne pytanie nr 2: “Co (możliwego do zrobienia dzisiaj, a najpóźniej jutro) może się wydarzyć, żebym zbliżyła się do mojego celu?”. Nie odpowiadaj zbyt łatwo: “Nie ma szansy”. Jeśli dziś nie wiesz, wróć do tego pytania w najbliższy weekend.
  • No i jeszcze raz: dostrzeganie zmian, dostrzeganie dobra, wdzięczność! Niektórzy praktykują spisywanie codziennie choć jednej dobrej rzeczy. Inni włączają jakąś pozytywną obserwację w wieczorną modlitwę. Niektóre rodziny mają słoik, do którego można wrzucać karteczki z wypisanymi sukcesami, radościami, powodami do wdzięczności i raz na jakiś czas (np. W Sylwestra) odczytują wrzucone przez ostatni okres karteczki. Można też po prostu opowiedzieć bliskiej osobie o czymś, z czego się cieszymy albo co nam się udało… Co Ty możesz dzisiaj zrobić?

Te i inne elementy budują w nas nastawienie na rozwój (ang. growth mindset). Kiedy przelatuję pamięcią przez moje kilkanaście lat doświadczenia w uczeniu innych (angielskiego), widzę, że to w zasadzie jedyne kryterium, które przesądza o sukcesie danego ucznia. Spotykam na mojej drodze ludzi w różnym wieku, na bardzo różnym poziomie angielskiego, z różnymi doświadczeniami. Największe postępy zależą nie od tego, ale od chęci uczenia się (niekoniecznie rozumianej tak, jak popularnie rozumie się motywację): ze zgodą na robienie błędów, z otwartością na bycie korygowanym, radością z kolejnych kroków na drodze.

Widzę, że dzieciom pomaga w tym obserwacja innych dzieci w różnym wieku. Dostrzeganie, że umieją już coś, czego nie potrafi młodszy kuzyn, a ich starsza kuzynka rok temu jeszcze nie jeździła na rowerze, a teraz śmiga. Pomaga im także, kiedy widzą, że rodzice się czegoś uczą, i kiedy widzą, że nauka polega także na błędach, pomyłkach, porażkach. Osobiście doświadczyłam, jak wielkim wsparciem w nastawieniu mojej córki na rozwój była obserwacja tego, jak coraz lepiej parkowałam (co wyrażało się także moim rosnącym spokojem, czyt. mniej przekleństw)

Nuda a strefa najbliższego rozwoju

Kiedy piszę o dostrzeganiu, czego nie umieliśmy, a co już umiemy, nie chodzi mi o to, by patrzeć ciągle wstecz. Spojrzenie wstecz pozwala nam poznać siebie, ale wciąż chodzi o to, by iść naprzód. Jak pomóc sobie albo dziecku w podejmowaniu nowych wyzwań edukacyjnych?

Wydaje mi się, że dzisiejszy świat stawia tych wyzwań bez liku i mało komu grozi niewystarczająca ilość bodźców do rozwoju. A jednak często się nudzimy. Możliwe, że jeszcze częściej słyszymy od naszych dzieci: “nudzę się!” albo ich postawa ciała, ton głosu pokazują nam, że są znudzeni.

W Self-Regu widzimy, że to, co nazywa się nudą, często oznacza podwyższone napięcie przy niskiej energii. To nie jest tak, że nie ma co robić, jednak bardzo często jest tak, że ktoś nie ma siły nawet wymyślić, co mógłby robić. Nieraz wiąże się to ze znanymi nam już z obszaru biologicznego ukrytymi stresorami w postaci nadmiaru bodźców. Czasem z nadmiernymi oczekiwaniami (obszar społeczny i prospołeczny), albo z emocjami (lęk, niepokój…).

Jak możemy pomóc sobie albo komuś bliskiemu, komu napięcie utrudnia rozwój? Chcę krótko przedstawić Wam pojęcia strefy najbliższego rozwoju i teorii rusztowań (ang. scaffolding).

Wyobraź sobie, że nigdy niczego nie gotowałeś. Zjadasz pyszne danie u znajomych, pytasz: czy to trudne? I słyszysz, że banalne. Prosisz o przepis, po czym okazuje się, że… pełno tam terminów, które nic ci nie mówią. Tak, twojemu koledze zajmuje to 10 minut, ale zanim ty przetłumaczysz sobie z pomocą YouTube’a z kulinarnego na nasze… minie pół dnia. Dość nisko oceniam też szanse powodzenia tego projektu.

Zapewne przeczytasz prosty tekst po czesku, a nawet rozpoznasz w nim trochę podobnych do polskich słów i coś zrozumiesz. A jeśli dam ci tekst w języku jeszcze bliższym do polskiego, powinno być łatwiej? Oto: текст українською мовою. Czy udało Ci się przeczytać, że to “tekst po ukraińsku”? Mnie by się nie udało, bo nie znam tego alfabetu!

To, co ktoś doświadczony uznaje za banalne, wiąże się z wieloma utrwalonymi już prostszymi umiejętnościami: jak ugotować wodę, jak zrobić ciasto naleśnikowe, ile oleju wlać na patelnię, do jakiej temperatury wody wrzucić makaron, jak wyglądają litery i jakie dźwięki im odpowiadają.

Czasami “nuda” czy “nie umiem tego zrobić” oznaczają: nie wiem, jak się za to zabrać, nie rozumiem, co to oznacza, nie wiem, jaki ma być efekt ani czego mi potrzeba, by to zrobić. Warto wtedy sprawdzić, czy dane zadanie znajduje się w strefie najbliższego rozwoju dziecka (upraszczając, czy jest tylko o krok trudniejsze niż to, co już dane dziecko potrafi). Nas także to dotyczy. Dla osoby, która pierwszy raz wsiada za kierownicę, strefą najbliższego rozwoju nie jest efektywne używanie skrzyni biegów do ekonomicznej jazdy, ale nauka koordynacji sprzęgła i dźwigni zmiany biegów. Kiedy zadanie, przed jakim ktoś staje, okazuje się wykraczać poza jego strefę najbliższego rozwoju, możemy go wesprzeć poprzez “rusztowanie”, czyli ułatwienie dzięki daniu narzędzi, a nawet wykonaniu części składowych zadania; z czasem, wraz ze wzrostem kompetencji uczącego się, można to “rusztowanie” rozebrać, a uczeń będzie w stanie wykonać analogiczne zadanie samodzielnie.

Warto pamiętać, że nudzą nas i męczą także zadania zbyt łatwe. Self-regowo powiedziałabym, że strefę najbliższego rozwoju możemy zidentyfikować przyglądając się zasobom energii i napięcia u danej osoby w danym czasie. Możemy manipulować nie tylko przy samym zadaniu, ale także obniżać napięcie (o tym za chwilę) albo zwiększać energię, np. wspierając regulację pobudzenia.

Uwaga i współregulacja

Chociaż Self-Reg słusznie wskazuje na aspekt “samo”regulacji i podkreśla, że także w przypadku dzieci pracujemy nad ich rozwojem w zakresie samodzielnego rozpoznawania stresorów, poziomu napięcia i wypracowywania strategii regulacji, to warto pamiętać o bardzo społecznym, wspólnotowym wychyleniu Self-Regu. Podkreśla się go szczególnie w odniesieniu do maluchów, na których regulację patrzymy zawsze w kontekście współregulacji z opiekunem (diada).

W obszarze poznawczym wiele uwagi poświęca się właśnie uwadze: umiejętności skupiania jej, podtrzymywania, a także przekierowywania. To także wielki wysiłek i umiejętność, która może się rozwijać. Często mówimy o problemach z koncentracją, warto pomyśleć, co dokładnie obserwujemy i z którym z wymienionych aspektów uwagi mamy do czynienia, a zwłaszcza: czy chodzi o skupianie uwagi na czymś konkretnym czy może na podtrzymaniu tej uwagi przez dany czas, a może jeszcze o tym, by być w stanie porzucić zajęcie, na którym skupiliśmy uwagę i pójść dalej albo do czego innego? Dzięki odpowiedzi na te pytania łatwiej nam zobaczyć, że “brak uwagi” to często uwaga skupiona na czym innym, energia zużyta na innego rodzaju stresor albo motywacja ulokowana gdzie indziej, niż byśmy oczekiwali. Czasem może to nas, zwłaszcza nauczycieli, skłonić do pójścia za tym, gdzie uwaga już jest, zamiast poświęcać własną i ucznia energię na przekierowanie jej na nasz wstępny plan zajęć.

Różnego rodzaju trudności dotyczące uwagi mogą zostać rozwiązane dzięki współregulacji z dorosłym. To także forma “rusztowania”, czasem bardzo intuicyjna i prosta: np. Sama obecność zaufanej osoby dorosłej w fizycznej bliskości potrafi pomóc mu skupić się na wykonywanym zadaniu i zmniejszyć związane z nim napięcie. Czasem pomocne będzie proste pytanie w rodzaju: “jaki jest następny krok?”. Więcej na ten temat znajdziesz w książce Stuarta Shankera “Samoregulacja w szkole. Spokój, koncentracja i nauka”, w rozdziale 3. Mowa tam również o tym, jak ciężką pracą jest utrzymywanie uwagi i jak – w zależności od stopnia komplikacji zadania – uwaga może spadać po pewnym czasie wysokiego pobudzenia. Oznacza to, że w przypadku zajęć angażujących wiele funkcji poznawczych, nawet najciekawsze i emocjonujące wyzwania mogą po pewnym czasie męczyć tak, że trudno się na nich skoncentrować, i wówczas obniżenie pobudzenia może pomóc w utrzymaniu uwagi. Inaczej jest w przypadku na przykład pracy fizycznej, tam warto regulować pobudzenie w górę (np. śpiewając szanty) przez cały czas.

Samoregulowane uczenie się

Przypomnijmy sobie tylko to, o czym była już mowa na początku tekstu. Myślenie jest stresem, jest wysiłkiem. To, kiedy będzie stresem nadmiernym, a kiedy będzie nam służyć i dawać radość z osiągnięć, zależy od wielu czynników, które mogą być różne dla różnych osób, a także dla tej samej w danym miejscu i czasie.

Kiedy mówimy o samoregulacji w nauce czy (jak określają to cytowani w książce “Samoregulacja w szkole” Zimmerman i Campillo: o samoregulowanym uczeniu się), warto pamiętać, że jej podstawą jest samoświadomość. Część pytań, które mogą budować samoświadomość uczącego się, padła już w niniejszym tekście. Także wykonywanie zadań w wyzwaniu “Poznaj stresory, poznaj siebie” może wesprzeć ten proces. Inną cechą wspomnianą przez wymienionych autorów jest proaktywność w poszukiwaniu wiedzy.

Aby uczyć się proaktywnie, mieć otwartość na nowe informacje, na weryfikowanie wcześniejszego stanu wiedzy, na zdobywanie nowych umiejętności, potrzebujemy wiary w to, że jest to dla nas możliwe. Tu wracamy do wspomnianego nastawienia na rozwój. Wówczas napotykając na problem, którego jeszcze (!) nie umiemy rozwiązać, będziemy szukać tego, czego potrzebujemy, by znaleźć wyjście. Może będzie to współregulacja w grupie, może pomoc kogoś bardziej doświadczonego, może jakieś narzędzie czy metoda, której jeszcze nie znamy.

Jeśli znalezienie rozwiązania wydaje się ponad siły, warto przyjrzeć się naszym zasobom i stresorom ze wszystkich obszarów. Właśnie dlatego nie można patrzeć na naukę czy obszar poznawczy w oderwaniu. Wydaje mi się, że jesteśmy zwykle świadomi relacji naszych zasobów poznawczych z obszarem biologicznym (ciężko się uczyć, kiedy jesteśmy głodni czy niewyspani), warto jednak pamiętać także o obszarach społecznym i prospołecznym. To prowadzi nas do kolejnych obszarów i kolejnych tygodni wyzwania.

Ja, pisząc niniejszy tekst, uświadomiłam sobie, że jeszcze wiele miałabym do powiedzenia o obszarze poznawczym, także odnosząc się konkretniej do mojej pracy jako anglistki, do realiów polskiego szkolnictwa, i do różnych moich odkryć o sobie i o innych w trakcie mojej długiej i różnorodnej ścieżki rozwoju. Mam nadzieję, że jeszcze będą okazje!

Agnieszka Piskozub-Piwosz

Absolwentka kursu Self-Reg Foundations, w trakcie Level 2: Facilitator. Od kilkunastu lat nauczycielka angielskiego, głównie w edukacji alternatywnej. Współtwórczyni i współpracowniczka krakowskiej Fundacji Przestrzeń i Wolnej Szkoły Przestrzeń w Krakowie. Zgłębia Self-Reg, Rodzicielstwo Bliskości, Porozumienie bez Przemocy. Studiowała teologię, religioznawstwo i filologię angielską z językiem niemieckim. Mama wyjątkowej córki (ur. 2009).

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie tematy poruszam i zamierzam prezentować na blogu, zajrzyj do tego wpisu. Te teksty są zaś o mnie (Pani od wszystkiego) i moich oczekiwaniach (Chciałabym…). Już niedługo pojawi się część 2 moich planów.

Opis samej metody Self-Reg jest dostępny w tym nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Co wewnątrz, to na zewnątrz”: KLIK.

Poślij ten tekst dalej, jeżeli przyniósł Ci wartościowe informacje.

Dziękuję za Twój czas!

Photo by JESHOOTS.COM on Unsplash

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s