Self-Reg i moja wioska. Identyfikacja stresorów (5). Prospołecznie mi…

Jak ten czas ucieka! Mam wrażenie, że wyzwanie dopiero się zaczęło, a dziś przyszedł czas na ostatnią, piątą grupę stresorów i przedostatni moduł. W poprzednich tygodniach analizowaliśmy stres w czterech obszarach: biologicznym, emocji, poznawczym i społecznym. Przy okazji omawiania prezentowanych materiałów otrzymałam od Was mnóstwo wartościowych komentarzy, które zupełnie przeorganizowały mój pomysł na ten artykuł. Wystarczy już tych puszek Pandory. Tym razem będzie bardziej wspierająco i energetycznie, bo cieszę się z tego, że jesteście moją wirtualną wioską i mogę doświadczać tego wyzwania razem z Wami. Jeżeli dopiero zaczynasz przygodę z identyfikacją stresorów, koniecznie zerknij do wcześniejszych artykułów opublikowanych na blogu Passionatelycuriousme.blog i w grupach Self-Reg dla rodziców i rodziców w pojedynkę.

Nowe życie, nowa ja

Dwa tygodnie temu wspomniałam o tym, że cała wioska jest potrzebna do wychowania dziecka. Ten cytat pojawił się w moim życiu ponownie w ubiegłym tygodniu, przy okazji odsłuchiwania nagrania z konferencji dla rodziców. Także tytuł tego artykułu nawiązuje do poprzedniego.

Aż do narodzin mojej córki nie do końca rozumiałam, o co chodzi z tymi wioskami. Ponadto bardzo nie podobała mi się perspektywa tego, że jakaś bliżej niezidentyfikowana grupa ludzi chciałaby miałaby wychowywać moje dziecko razem ze mną. Bo jak to tak? Ktoś miałby się wtrącać, kwestionować moje decyzje i podważać wprowadzane przeze mnie zasady? Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie będą mi jacyś tam wszystkowiedzący mówić, jak i co mam robić. Ja przecież się do tego solidnie przygotowuję – czytam, dokształcam się, kwestionuję to, co znam, zachęcam się sama siebie do próbowania nowych rozwiązań. Ponadto od początku byłam mamą w pojedynkę, dodatkowo na obczyźnie, więc tym bardziej czułam powołanie ku temu, żeby jak najlepiej w tę nową rolę wejść i uczyć się jej z entuzjazmem, dla dobra mojej latorośli i mnie samej. W idealnym świecie, który istniał w mojej głowie przed porodem, nie było jednak tego wszystkiego, co mnie przygniotło do ziemi – dosłownie! Zmęczenia, braku snu i sensowego odpoczynku, bardzo małej ilości osobowego wsparcia i wielu innych aspektów. Takie realia są nieobce wielu samoDZIELNYM, ale także rodzinom na emigracji czy tym, którzy spędzają z dzieckiem dużo więcej czasu niż drugi rodzic. Zdecydowanie przeceniłam swoją aspołeczność i zupełnie zignorowałam to, co jest podstawą przetrwania dla gatunku ludzkiego, czyli potrzebę społecznego zaangażowania zapisanego w moim mózgu. Nagle mój świat jednocześnie stanął na głowie i zaczął wirować w sposób bardzo nieuporządkowany. Z jednej strony zapragnęłam zupełnie nowych jakościowo prospołecznych doświadczeń, tak więc odezwał się tutaj zdrowy, korzystny dla mnie mechanizm. Z drugiej jednak – ledwo trzymałam się na nogach z wyczerpania i nie miałam pojęcia, skąd we mnie tyle skrajnych emocji.

Na szczęście w pewnym momencie natrafiłam na Self-Reg i to było dla mnie jak objawienie. Z pierwszego artykułu o obszarze biologicznym wiesz, że filozoficzny koncept Shankera był ze mną od zawsze, zanim jeszcze usłyszałam o jego metodzie. Opiera się także na tej samych podstawach naukowych, które ja uważam za istotne. Mimo tego moje własne podejście do samoregulacji było dość nieuporządkowane i brakowało w nim pewnej spójności. Stopniowo, odkrywając kolejne aspekty Self-Reg, zachwyciłam się tym prostym, ale skutecznym usystematyzowaniem: 5 kroków, 5 obszarów samoregulacji, a wśród nich ten, który od początku był dla mnie najbardziej interesujący – domena stresorów prospołecznych.

Ze skrajności w skrajność

Zwróciłam uwagę, że obszar prospołeczny sprawia wiele trudności. Bardzo dużo pytań dotyczy pewnych niuansów związanych z tą grupą stresorów, a czasami nawet samej definicji tego, co to znaczy „prospołeczny” i z czym to się je. W ogólności obszar ten dotyczy wszelkich stresorów, które mają związek z reakcjami innych osób oraz niewerbalną formą komunikacji, nazywaną w książce Shankera mózgowym wifi. O ile nie miałam problemów z samą identyfikacją źródeł stresu z tej domeny, to wcale nie była i nie jest ona dla mnie łatwa. Co to, to nie! Wręcz przeciwnie. Redukcja stresu w obszarze prospołecznym wymaga w moim przypadku dość złożonych strategii, które pochłaniają dużą część moich zasobów, a wygenerować napięcie prospołeczne u mnie jest wyjątkowo łatwo. Należę to tzw. wysoko wrażliwych osób (zwłaszcza w kontekście bodźców fizycznych i emocji) i dodatkowo jestem w pewnym sensie „społecznie nietypowa”, o czym pisałam w poprzednim artykule. Widzicie już do czego zmierzam? Tak, jeden porządny stresor prospołeczny potrafi mnie w kilka chwil zupełnie rozłożyć na łopatki. Jak na osobę dorosłą stosunkowo łatwo i często doświadczam stanu brązowego, a przeładowanie stresem w obszarze prospołecznym jest jedną z najczęstszych tego przyczyn. W jednej chwili mam dużo energii, napięcie niskie lub w normie, a w drugiej – zasoby spadają na łeb na szyję przy jednoczesnym ogromnym napięciu i nagle mnie zmiata tornado. Czy to nie brzmi dla Was znajomo? Mniej więcej tak to się odbywa u dzieci, zwłaszcza tych najmniejszych, w okresie najintensywniejszych zmian i przebudowy mózgu. Tak więc ja rozumiem bardzo dobrze, jak się czują te maluchy, które nagle pod wpływem zachowania innej osoby „muszą” się rzucić na ziemię i krzyczeć, kopać i co tam jeszcze się nawinie, albo uciekają w siną dal, tudzież zamierają i udają, że wcale ich tam nie ma.

Trochę czasu zajęło mi jednak zrozumienie, że moje własne dziecko doświadcza dokładnie takich samych stanów, bo mój alarm też się wtedy włączał. Tym sposobem nakręcałyśmy się nawzajem. To, co zmieniło sytuację w moim przypadku, był dopływ świeżej wiedzy wraz z kursem Self-Reg oraz zwiększenie samoświadomości. Od razu przychodzi mi na myśl wpis na blogu Agnieżki Stążki-Gawrysiak o tym, że mieszkały w niej różne matki. Ja mam co prawda jedno dziecko, ale jestem innym rodzicem teraz niż byłam, kiedy wiele razy wyczerpały się moje zasoby podczas pierwszych pierwszych kilkunastu miesięcy macierzyństwa. Zdarzało mi się przechodzić wtedy z jednego ekstremum (samokontrola) do drugiego (całkowite rozbicie), a tym, czego potrzebowałam, była odpowiednia integracja. Wszystkim zainteresowanym tym zagadnieniem polecam materiały autorstwa Daniela Siegela, a tymczasem przejdźmy do sedna.

Prospołeczny odludek

Podczas kursu na swojej liście najsilniejszych stresorów z obszaru prospołecznego umieściłam m.in. poczucie winy, wrażenie bycia nieprzygotowanym na coś, reakcje limbiczne innych osób i chore dziecko. Złożone razem, brzmią jak prosty przepis na opisanie trudów rodzicielstwa, nieprawdaż? Gdybym miała je oznaczyć jako przyjemne (P) lub nieprzyjemne (N), jak w pierwszych trzech artykułach, to pewnie wszystkie dostałyby literę N. Z jednej strony taki wniosek wydaje się dość uzasadniony, ale nie byłabym sobą, gdyby nie dał mi do myślenia. Po raz pierwszy podczas przygotowywania materiałów do podzielenia się z Wami, zaczęłam zastanawiać się nad kwestią tego, czy nieprzyjemne zawsze oznacza niekorzystne albo bezwartościowe, a jeżeli nie – to jaki mam zysk z takich doświadczeń? Wcześniej tego nie widziałam tak wyraźnie, ale dopiero ten obszar wraz z doświadczeniami zebranymi podczas wcześniejszych 4 modułów wyzwania, pokazał mi zaskakującą perspektywę, że nieprzyjemny prawie zawsze oznacza rozwojowy! Jeżeli coś nam się podoba, to często chcemy to zatrzymać przy sobie jak najdłużej i zapominamy o uważności, a przecież to, co nam sprawia przyjemność, nie musi wcale działać na naszą korzyść. Wydaje mi się, że tę perspektywę trudniej zobaczyć tak po prostu, bez treningu uważności i dużej dawki autoreflekcji. Nieprzyjemności zaś mogą nas bardziej skutecznie motywować do wprowadzania zmian. Wtedy chcemy się pozbyć tego, co nam ciąży i – jak napisał S. Shanker – żyć pełnią swoich możliwości. Pod wpływem wyzwań, jakie na mojej drodze postawiło rodzicielstwo, pomimo dość nietypowego profilu społecznego mnie jako osoby, nieoczekiwanie odnalazłam w sobie dużą otwartość na doświadczenia prospołeczne. Ja – osoba, która sama otwarcie twierdziła, że najbliższy komfortowy dystans pomiędzy mną a drugim człowiekiem, to w tym samym budynku, ale w innym mieszkaniu – wyszłam do ludzi! Od tamtej pory, ostrożnie i małymi krokami, ale bez ustanku buduję własną rozszerzoną wioskę i jest mi z tym dużo lepiej niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Co ciekawe, najważniejszy aspekt to jakość, nie ilość. Zarówno w kontekście liczebności ludzi, jak i częstotliwości różnych form kontaktu. Nawet sporadyczne interakcje z osobami, które są z „mojej drużyny”, czyli traktują innych z ogromnym szacunkiem i szczególnie cenią łagodność w kontakcie z drugim człowiekiem, są niesamowicie wydajnym źródłem energii.

Selfregowa ja, selfregowi my

Opracowując materiały, które powstały podczas kursu, znalazłam listę moich podstawowych zasad wysokojakościowej pedagogiki rodzicielstwa Self-Reg. To mnie natchnęło do przetłumaczenia tej listy i opublikowania we wszystkich językach, których używam – znajdziesz je już niebawem na blogu. Czy dla Ciebie, jak dla mnie, bycie selfregowym rodzicem jest bardzo istotne? Jeżeli tak, to nasz sposób patrzenia na rodzicielstwo, rodzinę i innych ludzi, przynajmniej w kontekście podstawowych zagadnień, jest pewnie dość zbieżny. W przeciwnym przypadku to nadal nie musi być dla nas przeszkodą w efektywnej wymianie wiedzy, doświadczeń i przemyśleń. Koncept filozoficzny Shankera odpowiada mi między innymi dlatego, że adresuje moją silną potrzebę bezwarunkowej akceptacji różnic pomiędzy poszczególnymi jednostkami, które tworzą jedną wioskę. Tak, uważam, że jesteśmy częścią tej samej drużyny, nawet jeżeli się nie znamy i nigdy nie spotkamy. Skoro czytasz ten artykuł, masz w sobie ciekawość związaną z pracą nad sobą i chcesz jak najlepiej dla siebie i swoich bliskich. Ta perspektywa mi wystarcza do naszkicowania w Twoim kierunku ścieżki porozumienia. To moja wersja mózgowego wifi na odległość, przez internet. Inna forma tego niewerbalnego porozumienia, które podnosi Ci ciśnienie, kiedy Twoje dziecko się złości, wywołuje zamrożenie podczas bycia świadkiem czegoś jednocześnie bardzo zaskakującego i potencjalnie niebezpiecznego (np. brutalnej przemocy w miejscu publicznym) albo każe Ci biec za uciekającym tłumem. Z drugiej strony mózgowe wifi to też porozumienie bez słów między maleństwem i karmiącą je piersią mamą, wymiana znaczących spojrzeń pomiędzy członkami jednego stada patrzącymi na poczynania osoby, którą wspólnie kochają, czy łzy wzruszenia, którymi się zarażamy podczas ważnych dla nas wydarzeń społecznych. Również ono sprawia, że stajesz w obronie kogoś, komu dzieje się krzywda i oczekujesz od innych wsparcia w tym działaniu. Przynajmniej część z nich pójdzie za Tobą i przez chwilę coś między Wami zarezonuje w magicznej niemal formie zaangażowania społecznego i przekazywania między sobą zasobów energii prospołecznej. To się nazywa koregulacja, a Ty, kończąc czytanie wprowadzenie do piątego, ostatniego obszaru Self-Reg, właśnie teraz wchodzisz na kolejny etap wtajemniczenia i stajesz się selfregowym człowiekiem. Witaj w drużynie 😀

Poniżej znajdziesz linki do pozostałych artykułów na temat stresorów z obszarów:

Osoby bardziej zaawansowane i zainteresowane obszarem prospołecznym zachęcam do przeczytania i skomentowania selfregowego akrostycha o zamrożeniu prospołecznym (po polsku i po angielsku) autorstwa Margaret Sprattmoran, którym podzieliłam się na blogu kilka miesięcy temu.

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie tematy poruszam i zamierzam prezentować na blogu, zajrzyj do tego wpisu. Te teksty są zaś o mnie i moich oczekiwaniach

Wprowadzenie do wprowadzenia nt. Self-Reg znajdziesz w nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Równowaga w trzech kolorach”. Opis samej metody Self-Reg jest dostępny w tym nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Co wewnątrz, to na zewnątrz”.  

Poślij ten tekst dalej, jeżeli przyniósł Ci wartościowe informacje. Tutaj znajdziesz mój fanpejdż na FB. 

Dziękuję za Twój czas!

8 Comments

  1. Cieszę się, że trafiłam na Twoje myśli i opinie i informacje. Budujesz moje własne poczucie pewności siebie i akceptacji i normalności. Dzięki.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Passionately-curious-me Anuluj pisanie odpowiedzi