Q&A (1) Dziecięca furia – jak reagować w duchu Self-Reg

Dyskusja w grupie zainspirowała mnie do spisania w jednym miejscu informacji o tym, co można (i czy coś warto) zrobić, kiedy nasze dziecko przechodzi poważne „załamanie systemu”. Ten tekst zdecydowanie nie wyczerpuje tematu, ale mam nadzieję, że będzie dla Was użyteczny i zainspiruje do szukania własnych rozwiązań i budowania indywidualnych strategii. Większość opisywanych tutaj zagadnień dotyczy maluchów w wieku mniej więcej do 6 lat, u starszaków i nastolatków sytuacja prezentuje się zgoła inaczej. Pewien punkt widzenia jest jednak wspólny dla dzieci w każdym wieku, młodzieży, a także dorosłych – w ogólności nasze mózgi pracują podobnie i większość z nas doświadcza tych samych stanów, opisywanych w Self-Reg kolorami: niebieskim, czerwonym i brązowym, które w przybliżeniu odpowiadają dominacji określonych obszarów mózgu, podczas gdy pozostałe mają dużo niższy priorytet i ich funkcjonalność może być bardzo ograniczona (lub mogą być niemalże chwilowo „niesprawne”).

Równowaga w trzech kolorachnie za krótkie wprowadzenie

Bardziej szczegółowe wprowadzenie do tych trzech stanów znajdziesz w nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Równowaga w trzech kolorach”: KLIK. Krótko je podsumowując – żyją w nas trzy „stwory”:

  • brązowy = samotnik (przeżycie, przetrwanie)
  • czerwony = społecznik (emocje, uczucia, komunikacja niewerbalna, rodzicielstwo, relacje, przetwarzanie zagrożeń)
  • niebieski = myśliciel (planowanie, analizowanie, mowa, świadomość, słuchanie)

Czerwony i niebieski pozostają we wzajemnej, ale zmiennej zależności, jak na huśtawce-koniku. To właśnie o równowadze pomiędzy tymi dwoma stanami cały czas mówimy i do niej dążymy. Brązowy zaś to reakcja walki lub ucieczki, albo zamrożenie. W takim stanie większość lub nawet prawie wszystkie zasoby są zużywane na przetrwanie. Nasz mózg odpowiada w taki sposób na różne czynniki, zewnętrzne lub wewnętrzne tak, jakby od tego zależało nasze życie. Niezależnie od tego, czy zagrożenie jest realne.

Huśtawka-konik to w uproszczeniu deska podparta na czymś na środku jej długości. W zabawie biorą udział stwór czerwony i niebieski. Każdy z nich siedzi po swojej stronie i w zależności od okoliczności, ma lżejszy lub cięższy plecak. Zabawa jest najprzyjemniejsza dla obu jednocześnie, jeżeli wykonują niezbyt gwałtowne, rytmiczne wychylenia wokół położenia równowagi. Im więcej czynników nierównomiernie obciążających jedną stronę, tym większa szansa, że jeden przytrzyma huśtawkę w określonej pozycji. Jeżeli nagle dorzucimy do plecaka czerwonego coś bardzo ciężkiego, to co się wtedy stanie? Uderzy z hukiem o ziemię, a niebieski zostanie uwięziony na samej górze, co pozostawi mu bardzo niewiele możliwości manewru. Bardzo gwałtowne zderzenie z ziemią może nawet całkiem popsuć zabawę – niebieski zostanie wystrzelony w powietrze, co może się skończyć tym, że czerwony także spadnie z huśtawki. Wtedy władzę nad huśtawką przejmuje brązowy, a on nie jest towarzyski i przez jakiś czas czerwony i niebieski nie będą mieli do niej dostępu.

Zgodzicie się chyba ze mną, że dużo łatwiej jest utrzymywać równowagę pomiędzy czerwonym a niebieskim niż np. czekać, aż brązowy się znudzi swoją nową rolą i zaczynać wszystko od nowa? Właśnie tego nas uczy Self-Reg! Robimy to w oparciu o pewien zasób zasad i reguł, ale to nie jest lista do odhaczenia, tylko wskazówki, co jest ważne i na co warto zwrócić uwagę.

Tylko nie wdepnij w to brązowe! 

Self-Reg zdecydowanie jest otwarte na wyrażanie i ukochanie wszystkich emocji, ale jeżeli dziecko wpada w furię, to istnieje duża szansa, że to reakcja walki, czyli stan brązowy. Nasza odpowiedź i jej skuteczność powinna zależeć od okoliczności. W ogólności szukamy (i/lub):

  1. przyczyny, żeby ją wyeliminować/zmodyfikować,
  2. metod na wyłączenie tego alarmu w danej chwili.

Strefa brązowa to zdecydowanie nie są okoliczności na podawanie dziecku racjonalnych wyjaśnień czy w ogóle tłumaczenie. Jego organizm zużywa właśnie większość zasobów (o ile nie wszystkie) na ratowanie się przed „zagrożeniem” (w cudzysłowie, bo przecież my wiemy, że nie chcemy dziecka skrzywdzić, ale dla niego sytuacja nie jest taka oczywista), które wykrył jego system nerwowy, więc nie usłyszy naszych komunikatów. Na zdroworozsądkowe dyskusje przyjdzie czas po całkowitym uspokojeniu i regeneracji po ataku. A co tej pory?

Przeczekanie może być korzystnym rozwiązaniem, jeżeli furia to nowa albo sporadyczna sytuacja, lub da się ją połączyć z konkretną przyczyną. Zwłaszcza, jeżeli nie mamy pojęcia, co robić. Wtedy obserwujemy, próbujemy zidentyfikować czynnik wyzwalający albo – jeżeli go znamy – analizujemy bardziej dokładnie sytuację. Wszystko po to, żeby następnym razem zapobiec „załamaniu systemu”.

Nie przeczekujmy jednak w nieskończoność. Twórca metody Self-Reg, Stuart Shanker, wyraźnie mówi – róbmy, co możemy, żeby dziecka w stan brązowy nie wprowadzać bez potrzeby. To pierwsza kluczowa zasada w kontekście furii. Ten stan jest po to, żeby się ratować w sytuacji zagrożenia i na takie okoliczności go pozostawmy. Zbyt często włączający się alarm powoduje późniejszą większą pobudliwość układu, który go aktywuje. Warto temu przeciwdziałać, szukać przyczyn, zatrzymywać galopowanie w stan brązowy, a jeżeli już tam dziecko jest, to próbować ukoić dostępnymi łagodnymi metodami (o których za chwilę). W przypadku, kiedy nie działają lub pogarszają sytuację – zadbać o odpowiednią regenerację i dalej szukać przyczyn. Druga kluczowa zasada – oprócz unikania wprowadzania dziecka w stan brązowy – to unikanie pogarszania sytuacji, kiedy ono już tam jest. Jeżeli masz na to zasoby, nie dodawaj dziecku stresu, nie przymuszaj go siłą do zaprzestania reakcji walki (bo ono i tak nie ma nad tym żadnej kontroli). Nie krzycz, nie karaj, nie daj się ponieść tej samej fali intensywnych emocji. Zamiast tego zatrzymaj się i zobacz w dziecku bezbronne stworzenie, któremu się wydaje, że walczy o przeżycie. Weź kilka głębokich wdechów, policz od 50 wstecz, napij się wody. Pomyśl, jak na Ciebie działa rozkaz uspokojenia się, kiedy jesteś bardzo rozedrgany? Dziecko czuje się wtedy podobnie – o ile w ogóle słyszy czy przetwarza usłyszane informacje (tak, te funkcje też mogą zostać tymczasowo „wyłączone”).

Jeżeli furie się często powtarzają, to przeważnie nie polecam samego przeczekiwania. Takie ataki to nieziemski wysiłek dla dziecka i ogromne zużycie zasobów. Jak półmaraton dla średnio aktywnego biegacza. Raz na jakiś czas można przetrwać, ale codziennie – niekoniecznie. Jeżeli ataki to Wasz chleb powszedni, to warto chociaż próbować ukoić dziecko, a nie tylko być obok i dać mu się wyzłościć/wykrzyczeć. Ukojenie to nie tylko kontakt fizyczny, a jeżeli dziecko wyraźnie to jeszcze nakręca, to tym bardziej warto próbować innych metod. Zastanów się, co przeważnie wprowadza je w dobry nastrój, co lubi, co zadziałało już kiedyś. Mnie do głowy przychodzą między innymi:

  • niektóre bodźce dźwiękowe – określone sposoby mówienia, relaksacyjny szum lub spokojna muzyka,
  • zapachy (np. czegoś, co dziecko bardzo lubi i co pachnie intensywnie, ale nie drażniąco, np. pomarańcza, czekolada),
  • rozładowanie sytuacji zabawnym zachowaniem,
  • zmiana temperatury (np. otworzenie okna),
  • delikatne zwrócenie uwagi na ulubioną zabawkę, zabawę,
  • zaoferowanie czegoś do jedzenia, do picia, mleka z piersi/z butelki u mniejszych dzieci; czasami zostawienie tego w zasięgu wzroku, wskazanie może być wystarczające.

Wszystko zależy od samego dziecka i sytuacji, np. tego, jak bardzo werbalne jest dziecko (w danej sytuacji i ogólnie rozwojowo). Podczas komunikacji z dzieckiem w stanie brązowym warto kucać, siadać na podłodze albo ustawiać się fizycznie niżej niż dziecko, a nawet kłaść się obok. Z dzieckiem próbującym się komunikować można także próbować używać tego samego języka – proste wspierające frazy: „wiem, jestem, czekam, kocham”. Jeżeli walczy intensywnie, to nie dotykać na siłę, a zadbać jedynie o jego bezpieczeństwo.

W przypadku, kiedy nic nie działa oraz nie mamy pomysłów na to, co wywołuje takie napady, do czasu znalezienia innego rozwiązania trzeba koniecznie pamiętać o zadbaniu o naładowanie akumulatorów po każdym takim ataku (np. jedzenie, picie, relaks, kontakt fizyczny, umiarkowany ruch, kąpiel), bo dziecko niekoniecznie samo da znać, że jego zasoby są na wyczerpaniu – wręcz przeciwnie, może być bardziej ruchliwe/impulsywne/aktywne w ramach formy niezbyt efektywnej samoregulacji.

Skąd mam wiedzieć, czy to poważna awaria czy mniejsza usterka?

Zaburzenie równowagi czy utrata kontroli u dziecka NIE SĄ równoznaczne z wejściem w kakostazę (czyli stan, który nazwałam tutaj brązowym), a nie każdy gwałtowny wybuch to od razu furia. Skąd mam wiedzieć, że to właśnie jest takie poważne „załamanie systemu”? Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Jeżeli dziecko krzyczy, wije się, rzuca, gryzie, odpowiada agresją na każdą próbę nawiązania kontaktu fizycznego, nie ma z nim żadnego kontaktu – z dużym prawdopodobieństwem mamy do czynienia z reakcją walki. Ucieczka wywołana strachem/poczuciem zagrożenia dla wnikliwego obserwatora jest także dość łatwa do zaobserwowania. Nieco bardziej skomplikowane bywają stany zamrożenia, które łatwo pomylić z (pozornym) uspokojeniem. Niezależnie od tego, czy dziecko jest jeszcze w stanie czerwonym (nie każde włączenie alarmu kończy się od razu wskoczeniem w stan przetrwania – czasami jest czas na to, żeby zatrzymać tę falę), czy już w brązowym, łagodność raczej na pewno będzie skuteczniejszym rozwiązaniem niż inne podejście. Wszystko jednak zależy także od dziecka i jego odpowiedzi na nasze działania. Inaczej reagujemy, gdy ono jest już wybite z równowagi, ale sytuacja postępuje powoli niż w przypadku, kiedy dosłownie galopuje w stronę reakcji walki (lub ucieczki, lub gwałtownie wchodzi w stan zamrożenia). Ważny jest też punkt wyjścia – w jakim stanie było dziecko, zanim doszło do wybuchu. Najważniejsze, żeby poczuło się bezpieczne i jego alarm został wyłączony – wtedy przywrócenie równowagi stanie się możliwe. Bo z mojej perspektywy o to tutaj tak naprawdę chodzi. Naszym celem NIE JEST wyłączenie alarmu, to SKUTEK ukojenia dziecka i zaopiekowania się nim w sytuacji, kiedy czuje się zagrożone, w taki sposób, żeby przywrócić mu bezpieczeństwo. Wtedy jego mózg sam wyłączy alarm.

Tłumaczenie zostawiamy na czas, kiedy część racjonalna mózgu ma wystarczająco dużo zasobów, żeby przetworzyć informacje. I nie, to nie będzie w trakcie, przeważnie także nie od razu po awarii czy usterce. Czasami trzeba na to naprawdę długo poczekać, ale warto!

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie tematy poruszam i zamierzam prezentować na blogu, zajrzyj do tego wpisu. Te teksty są zaś o mnie (Pani od wszystkiego) i moich oczekiwaniach (Chciałabym…). Już niedługo pojawi się część 2 moich planów.

Opis samej metody Self-Reg jest dostępny w tym nagraniu transmisji na żywo pt. „Self-Reg: Co wewnątrz, to na zewnątrz”: KLIK.

Poślij ten tekst dalej, jeżeli przyniósł Ci wartościowe informacje. Tutaj znajdziesz mój fanpejdż na FB.

Dziękuję za Twój czas!

6 Comments

  1. Mam problem z jedną kwestią. Dziecko, aby się uspokoić, domaga się noszenia na rękach albo mleka z piersi. Pomijam własny dyskomfort przy noszeniu 15 kg prawie 3-latka, ale zastanawia mnie czy to uspokajanie się mlekiem nie przerodzi się później np w kompulsywne podjadanie. Mnie nauczono, że słodycze są dobre na poprawę humoru, na stres, w nagrodę itd. To nie jest dobre podejście a raczej droga do zaburzeń. Czy u dziecka w tej sytuacji działa podobny czy zupełnie inny mechanizm?

    Polubienie

    1. Anno, pytanie jak najbardziej zasadne. Pierś to jednak nie tylko jedzenie, także m.in. kojący zapach mamy i mleka, kojący dotyk, uspokajające działanie ssania, wyrzut okscytocyny u Was obojga. Maluch jednocześnie otrzymuje zastrzyk energii, uzupełnia płyny i zaspokaja inne potrzeby. Rozumiem, że noszenie 15-kilogramowego dziecka to wyzwanie dla Ciebie, więc dobrze jest obserwować sygnały i szukać innych form regulacji, ale z czysto self-regowego punktu widzenia sam fakt, że 3-latek potrafi się już domagać określonych zachowań ze strony rodziców, to powód do zadowolenia. Nauka samoregulacji tak wcześnie zaprocentuje w przyszłości. Jednocześnie zachowania w tym wieku są wciąż bardzo instynktowne i o ile dziecko ma zdrową, urozmaiconą dietę i samo reguluje apetyt (nie jest karmione na siłę, zachęcane do zjadania „całej porcji” i decyduje o ilości spożywanego pokarmu), to szanse na bezpośrednie wywołanie zaburzeń zachowania czy odżywiania, są raczej niewielkie. Ja wierzę głęboko w kompetencje własne dzieci i to, że one wiedzą, co jest dla nich dobre (oczywiście z wachlarza bezpiecznych opcji).

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s